13 czerwca 2019 roku podpisałyśmy umowę o powierzenie Grantu pn. „Naprawa i wymiana podłogi chóru muzycznego w zabytkowym kościele pobernardyńskim p.w. św. Krzyża w Złoczewie” . Dzięki wykonanym pracom, które zakończono 14 października 2019 roku, chór został uratowany.
Środki uzyskane na potrzebę realizacji operacji w ramach poddziałania „Wsparcie dla rozwoju lokalnego w ramach LEADER”, objętego Programem Rozwoju Obszarów Wiejskich na lata 2014-2020.
W wyniku awarii uszkodzona została podłoga chóru muzycznego w kościele klasztornym.
Zdarzenie to zostało opisane w klasztornej kronice:
Dzień hydraulicznej awarii zapisał się w historii klasztoru jako ten, w którym prawdziwie przeszłyśmy przez wodę i ogień. A było to tak:
Około godziny 5.10 rano, gdy s. Imelda, pełniąca dyżur w kuchni, szła tam poczynić pierwsze przygotowania do pracy, niespodziewanie na korytarzu zaczęła jej chlupać pod nogami woda. Przeraziła się i pobiegła szukać źródła potopu. Prawdziwy rwący potok wypływał spod drzwi pracowni s. Hiacynty, położonej na półpiętrze i stykającej się przez ścianę z chórem kościelnym. To sąsiedztwo okazało się zgubne dla kościoła, gdyż woda dostała się błyskawicznie i na chór kościelny, skąd lała się strumieniami na posadzkę kościoła i spływała po jego ścianach, zalewając kinkiet i zupełnie nowy głośnik. Larum podniosła więc, oprócz s. Imeldy, także s. Urszula, która poszła rano otwierać bramę i przygotowywać świątynię do Mszy świętej o godzinie 7.00 i również weszła w rzekę wody płynącą przez kościół. Nie było wyjścia, trzeba było natychmiast zabrać się do zbierania wody, żeby choć prowizorycznie zrobić to, zanim przyjdą ludzie do kościoła. Tak więc połowa Wspólnoty śpiewała poranne Oficjum, druga zaś połowa sprzątała kościół. W międzyczasie, choć pora niezbyt stosowna, wezwałyśmy zaprzyjaźnionego Hydraulika, który przybiegł szybko i odciął dopływ wody. Stwierdził przy tym, że przyczyną potopu było zwykłe pęknięcie zaworu, czy wężyka przy umywalce.
Skutki okazały się opłakane dla kościoła, gdyż zabytkowa empora chóru cała nasiąkła wodą, która zatrzymała się gdzieś między dwiema warstwami podłogi i płynęła stamtąd jeszcze przez cały dzień. Mokre też były ściany niedawno odmalowane, nie mówiąc o zalanym zupełnie nowym głośniku! Tutaj jednak raz jeszcze ujawniło się działanie Boskiej Opatrzności, gdyż akurat na ten dzień miałyśmy umówione przywiezienie przez miejscowego Przedsiębiorcy dmuchawy, przy pomocy której chciałyśmy osuszyć wytynkowane niedawno ściany remontowanej obory. Dmuchawa została więc zainstalowana najpierw w kościele, pod emporą.
Okazała się ona jednak prawdziwie „piekielną” maszyną, zionącą żywym ogniem, której nie można spuścić ani na chwilę z oka. Trzeba bowiem czuwać, aby butla z gazem podłączona do palnika nie ostygła, pokrywając się szronem, bo wówczas ogień przygasał i groziło niebezpieczeństwo ulatniania się gazu. Trzeba też było obserwować, czy gaz w butli się nie kończy. No i wreszcie strach było, aby buchający z gardzieli dmuchawy ogień nie wzniecił jakiegoś pożaru.
Tak więc cały czas ktoś musiał być przy urządzeniu, które wyło niemiłosiernie, a na dodatek rozsiewało wokoło zapach gazu….. Kilkakrotnie przyjeżdżał osobiście Właściciel dmuchawy ze swoimi pracownikami, aby sprawdzić wszystko. S. Helena i s. Rut zasięgały też porad telefonicznych od zaprzyjaźnionych elektryków i innych osób mogących znać się na obsłudze tak dziwnego urządzenia. I tak minął nam cały dzień wczorajszy….
Po obiedzie dmuchawa przeniesiona została do obory, w które panuje niewypowiedziana wilgoć.
Konieczne stało się natychmiastowe usunięcie wierzchniej warstwy desek podłogowych, usunięcie wypełnienia z trocin, następnie oczyszczenie i osuszenie wierzchniej warstwy legarów oraz demontaż podbitki.
Obecnie dokonano zabiegu dezynfekcji legarów. Kolejnym etapembyla impregnacja oraz położenie nowej podłogi.
Teraz pozostała nam jeszcze do wykonania konserwacja i restauracja balustrady chóru z kon. XVIII w., na którą będziemy szukały środków finansowych.