19 czerwca.
ŻYWOT Ś. ROMUALDA PUSTELNIKA
pisany od błogosławionego Piotra Damjana.(Tegoż też kroniki polskie przy królu Kazimierzu mnichu wspominają.) —Żył około roku Pańskiego 987.
Romuaidus w Rawennie mieście włoskiem, z zacnego książęcego rodu idący, z młodości za dostatkiem i krewkością lat do złego śliskich, grzechami się cielesnemi mazał, Boga jednak i pokuty z myśli nie spuszczał. I gdy w łowy zajeżdżał, gdzie jedno miejsce jakie tajemne a piękne w puszczy widział, mówił sobie: O jakoby tu pustelnicy, którzy się przed światem kryją, spokojnie i wesoło nabożeństwo swe odprawować mogli. I tak to w sercu już z natchnienia Boskiego na innych miłował, co sam potem na sobie uczynkiem wypełnił. Ojciec jego, Sergjusz, był wielkim świata tego sługą, a mając waśń z powinowatym swoim, syna wiódł do tego, aby się mścił jego krzywdy. A gdy się Romualdus na swoją krew nie skwapiał, karał go niebaczny ojciec i wydziedziczeniem groził. Niedługo obie strony z miasta się wytoczywszy, bitwę zwiedli, w której Sergiusz powinowatego ręką swoją zabił. W tej bitwie Romualdus przy ojcu będąc, także o mężobójstwo pokutę przyjął i szedł do klasztoru kiasseń-skiego ś. Apolinara, w którym wedle zwyczaju krwi rozlewców przez czterdzieści dni płakał i ciasną a ostrą pokutę czynił.
Tam mnich jeden, laik, towarzystwo z nim bezpieczne wziąwszy, w rozmowie o Panu Bogu i o marności świata tego, namawiał go, aby świat opuścił. A on gdy się opierał, rzekł mu mnich: Jeśli ujrzysz w tym kościele świętego męczennika Apolinara na oko, izali na mej radzie nie przestaniesz? A on rzekł: Przestanę. I nocy jednej nie śpiąc z nim, tylko całą noc na modlitwie w kościele trwając, około piania kurów ujrzą, a ono święty Apolinary z ołtarza wielkiego wychodzi, a jasność wszy-stek kościół napełniła, i mając złotą kadzielnicę, w biskupim ubiorze obchodził i kadził wszystkie ołtarze, i na onoż miejsce, skąd był wyszedł, wrócił się i zniknął, a światłość ona ustała. Upominał się konwierz obietnicy jako długu pewnego, eaby kapicę co rychlej wziął a mnichem został. Ale jeszcze Romualdus zezwolić nie chciał. A gdy kon-wierz on mocno dług wyciągał i przykry mu był., on jeszcze drugi raz świętego męczennika widzieć chciał. I tak się stało. Konwierz to u Pana Boga uprosił, i widzieli go tak, jako i pierwej. Dopiero już nie mając się czem wymówić, gdy raz wedle zwyczaju u tegoż wielkiego ołtarza Panny Marji nabożnie się modlił, puścił mu się taki płacz, i tak gorące serce jego rozpalone miłością Bożą się słało, iż dla Pana Boga wszystko wnetże opuścić chciał; i nic nie mieszkając, do nóg braci onych przypadł, prosząc, aby go do zakonu przyjęli. Długo się ojca bali bracia oni, aż gdy pomoc i radę arcybiskupa, do którego się uciekł Romuaidus, wzięli, przyjęli go bezpiecznie i oblekli. Póki żyw był, statecznie twierdził, iż nie indziej, jedno w ko-ściele onym ś. Apolinary leży. W klasztorze onym przebył trzy lata, a chcąc doskonalej i lepiej żyć, niźli oni jego bracia, którzy iż byli w zakonnej powinności osłabli, upominał ich często i reguły im ukazywał, aby powołania swego pilnowali. I był im w tem przykry, tak iż patrzeć nań niekarni nie mogli, mówiąc: Ten nowicjusz uczyć nas chce i sromoci nas. I zmó-wili się nań; a czasu jednego, którego mniej wstawał, niźli oni, zrzucić go z okna i zabić chcieli; ale go jeden, który w tej radzie był, przestrzegł, iż się na on zwykły czas z komórki nie ukazywał. A pragnąc mąż święty codzień Panu Bogu lepiej służyć i większą pokutę czynić, i słysząc o jednym pustelniku w państwie weneckiem, imieniem Marynus, prosił się u starszych na puszczę, co mu łacno pozwolili.
Był ten Marynus wielkiej uprzejmości i prostoty ku Panu Bogu, szczery i czysty, ale nigdy mistrza na taki żywot nie mając, z dobrą tylko wolą sam się na on trudny stan puścił; trzy dni w tygodniu nie jadł, jedno trochę chleba a garść bobu, a drugie trzy dni po-trawkę jedną jadł i wino w trzeźwej mierności pił, a przez trzy dni cały psałterz prześpiewał. Do tego szedłszy Romualdus, jemu się w posłuszeństwo i w naukę oddał. On ćwicząc swego ucznia, często się z nim po lesie włóczył, po tym dziesięć, pod drugim dwadzieścia, pod trzecim trzydzieści i czterdzieści psalmów z nim śpiewając. A iż Romualdus jako ten, co nieuczonym do zakonu wszedł, na onym jego psałterzu ledwie drugdy wyczytać mógł, i schylając się, lenieć a drzemać (acz bardzo nierad) musiał, mistrz jego (jako sam wesoło powiadał) z laską nad nim po prawej stronie stojąc, w głowę go bił w lewą stronę tak często i długo, iż na koniec rzekł mu Romualdus: Mistrzu miły, jeśli wola twoja, proszę cię, bij mnie w drugą stronę, boć już mało co na lewe ucho dosłyszę. Tem słowem na jego się cierpliwość zadziwił Marynus, i potem nieroztropną srogość w karaniu umiarkował.
Tego czasu na książęcia weneckiego Witalisa Kandiana wzburzyli się Wenecjanie, poddani jego, i zdobywali go w jego pałacu; na którym iż miał wielu żołnierzy, dobrze się im bro-nił i długo, aż tę radę nań znaleźli. Wedle pałacu jego, Piotr Urseolus pałac swój miał; z tym się zmówili Wenecjanie, aby dom swój spalić im dopuścił, chcąc mu za jeden dom wszystką dać Wenecję i uczynić go książęciem albo królem Dalmatów. On na to zezwolił; i gdy się im powiodło, Piotra na państwo wsadzili, który po chwili żałował grzechu swego i zdrady nad panem swym. I o zbawieniu swem pilnie myśląc, przyzwał do siebie jednego opata z Francji, pielgrzyma, imieniem Gwaryna, i onych dwóch pustelników, Marynusa i Romualda, któ-rych się o zbawieniu swem, grzech on oznajmując, radził. Dali mu zgodną radę, aby państwo źle nabyte porzucił, a sam zakonnikiem i mnichem został. Na oną tak niespodziewaną radę, Piotr Duchem Bożym sprawiony, mądrość wężową wedle ewangelji naśladując, w dziurę ciasną leźć, i skórę starą z siebie odrzeć i spuścić państwo, i żoną, dziećmi i rozkoszami wszystkiemi wzgardzić umyślił.
Za nic sobie wszystkiego świata państwa ważył, na którem zbawienie (które żadnej równej zamiany nie ma) tracić miał. A chcąc nietyłko źle nabyte, ale i dobrze nabytego nie połowicę (jako Zacheusz), ale wszystko dla Chrystusa opuścić, tego jawnie czynić i państwa zdawać nie śmiejąc, dnia jednego żonę z dziećmi do imienia swego własnego wysłał, rozkazując, aby tam kościół ochędożyć na święto ono, które było przypadło, kazała, a sama tam czekała. On nabrawszy skarbów dla ubogich, ile rozumiał, zmówiwszy się ze sługą jednym, Janem Gradenikiem, tajemnie morzem z onymi trzema mężami świętymi wyjechał, i we Francji w klasztorze Gwarynowym mnichem z towarzyszem swym Grade-flikiem został. A Marynus i Romualdus niedaleko od onego klasztoru na puszczę poszli, do których oni dwaj, to jest Urseolus i Grade-nikus, rok w klasztorze przemieszkawszy, przyszli, chcąc im żywota pustelniczego pomagać. Tam Romualdus w służbie się Boskiej nad innych rozmnażając, ostrożniej się we wszystkiem mieć począł, tak iż Marynus, widząc mądre postępki jego, wo-lał u niego już poddanym być a jego z onymi drugimi dwoma za starszego znać. Romualdus przez rok cały nic nie jadł, jedno raz na dzień garść uwarzonej tatarki; a trzy lata z Gra-denikiem rolę sprawując i zboże siejąc, rękoma swemi siebie i innych żywił. Kusił się oń mocno szatan, na myśl mu dobra świeckie, które opuścił, przywodząc, i pokusę oną ciężką mu czyniąc i innemi go sieciami łowiąc. Ale nic nie wygrał u mocnego w Bogu żołnierza. Częstokroć, skoro spać począł, szatan go budził, a mniemając aby już świtało, całą go noc niespaniem morzył; całe pięć lat na nogach jego w nocy legał, i obrócić mu się przez wielki ciężar nie dał. I innych mu wiele przykrości czynił, tak iż kto do niego zakołatał, mniemając aby czart, łajał mu, mówiąc: Sprośniku z nieba zrzucony, co masz tu na puszczy czynić? — psie nieczysty, precz, precz stary wężu, na stronę! Czytając żywoty świętych, nauczył się, iż bracia pięć dni twardo poszcząc, w sobotę tylko a w nie-dzielę hojnie jedli, tak się zachował przez lat piętnaście.
Ale książę Piotr rozkoszom przyuczony, wytrwać onych postów nie mógł, i padłszy do nóg Romualda, gdy mu wstać kazał, powiedział: Ojcze, wielkie ciało mam, tą połowicą bochenka, za grzechy pokutując, posilić się nie mogę. A on jako miłosierny, przyczynił mu obroku czwartą część, i tak brała pozyskał a w zaczętym go żywocie mądrze zatrzymał. Tego niegdyś Piotra syn jego na puszczy nawiedził, któremu duchem prorockim wiele ojciec powiedział, mówiąc: Synu, wiem, iż książęciem weneckim zostaniesz i powodzić ci się będzie; starajże się, abyś kościołom Chrystusowym prawa ich zachował, a poddanych sprawiedliwie, przyjaźni i nienawiści się nie niszcząc, sądził. Potem Romualdus czytając, iż ś. Sylwester w sobotę pościć kazał, ulżenie postu na czwartek obrócił; i tak we czwartek i w niedzielę uczniom swoim jarzyny warzone dawał, a innych dni raz jedząc, pościli, na suchym chlebie albo ziarnach pod miarą przestając. A postu, w którym kto nic cały dzień nie je, nie dopuścił innym, acz to sam często czynił. Lekko sobie ważył, gdy się kto czegoś wielkiego podjął a w tem do końca nie trwał. Czuwanie nocne też umiarkował, a najwięcej się na tego frasował i słuchać mu Mszy tego dnia nie dopuścił, kto na służbie Bożej i na psalmów śpiewaniu nad świtaniem drzemał, i mówił tak: Lepiej, jeśli można, jeden psalm śpiewać ze skruchą i z serca podniesieniem, niźli sto Z roztargnieniem. A kto tego nie miał, nie kazał rozpaczać, ale pilności przykładać a Pana Boga o to prosić, a mieć dobrą wolę do tego, bo myśli, które się nad wolę naszą wkradają, bać się bardzo (powiadał) nie trzeba. Gdy jeszcze na granicy francuskiej mieszkał, miał jednego wieśniaka ubogiego, który do niego często chodząc, w komórce lnu naprawował, co było potrzeba; temu jeden hrabia, żołnierz hardy, wziąć krowę kazał. Przybieżał do Romualda, żałując się przygody swej z wielkim płaczem. On za swym dobrodziejem posłał prędko do hrabiego onego, prosząc pokornie, aby mu krowę wrócić kazał. A on hardzie rzekł: Skosztujem jej wnetże, jakie tłuste ma mięso. I skoro mięso z niej jeść począł, pierwszym się przełknieniem udławił; i tak skarany od Pana Boga, umierając, straszliwy przykład drapieżcom żołnierzom zostawił.
Drugi hrabia tamże we Francji, Olibanus niejaki, mając na sobie wielkie grzechy, nawiedził Romualda świętego, radząc się o zbawienie swoje i powiadając, jako na spowiedzi, złości i występki swoje. A Święty mu powiedział: Nie możesz być zbawion, aż świat opuściwszy, do klasztoru wstąpisz. A on na tak trudną pokutę zezwolić nie chcąc, innych biskupów i opatów przyzwał i radę im Romualda powiedział. Oni toż rzekli. Wrócił się do Romualda hrabia on, i z porady a rozmowy jego szedł, i wszystko co miał, rozdał, i opuściwszy świat, do Kassynu zakonu ś. Benedykta na pokutę iść umyślił. Wtem przyszła Romualdowi nowina od mnichów z Rawenny, iż jego ojciec Sergjusz, który był już u ś. Sewera mni-chem w Rawennie został, wystąpić chce i wrócić się do Egiptu świata tego. Na poratowanie ojca umyślił do Rawenny bieżeć, a posyłając z hrabią onym nawróconym wszystkich towarzyszy swych, Maryna, Gwaryna i Gradenika, któremu go osobliwie w opiekę poruczył (bo książę Piotr już był szczęśliwie pokuty tu i żywota tego bardzo statecznie dokonał), sam już puścić się do Włoch chciał. Gdy mu powiedziano, iż obywatele wsi onych w okolicy (dowiedziawszy się, iż od nich precz iść chce) ze smutku wiel-kiego zabić go mają, dlatego, aby wżdy ciało jego święte przy sobie ku swej obronie i pociesze mieć mogli (patrz, do jakiego szaleństwa głupie ich nabożeństwo przyszło) on, skoro do niego mężobójcy przyszli, zmyślił szaleństwo, i golić głowę a jeść i pić hojnie i rano począł. A oni dzicy i głupi ludzie, widząc iż rozumu nie ma, dali mu pokój. Tak sobie mądrze począł, jako drugi Dawid, i grzech ludzki oddalił i sam się mężnym na śmierć pokazał. Przyszedłszy do Rawenny pieszo i boso, gdy ojca takim znalazł, jako słyszał, a gdy mu słowa nie pomogły, w kłodę go wsadził za nogi i gwoździami mocnemi przy-bił, i tak długo trapił ciało jego, aż ku sobie przyszedł, i osta-tek żywota swego w prawej pokucie szczęśliwie dokonał.
Dziękował bardzo ojciec synowi, iż tak ono potrzebne i święte okrucieństwo nad nim czynił, i póki żyw był, wydziękować się nie mógł, wiedząc, iż drugdy na cielesność naszą takiego wędzidła i postrachów potrzeba. Ten Sergjusz ojciec jego rad się przed jednym obrazem Pana naszego Zbawiciela Z płaczem modlił, i gdy to czasu jednego czynił, ukazał mu się (nie wiem xy jakiej osobie) Duch święty i taką miłością i zdumieniem napełnił serce jego, iż skoro zniknął, wypadł Z komórki i biegał po klasztorze, wołając: Gdzie się podział Duch święty, któregom dopiero widział? Oni mniemając, iż szaleje, wnetże poznali, iż prawda była, bo tegoż dnia zachorzał i w krótkim czasie szczęśliwie ducha Panu Bogu w pokucie oddał. Tak wiele mogła modlitwa syna jego za nim. Gdy hrabiego Olibana z wielkiemi skarbami, które na piętnastu mułach niesiono, do klasztoru ś. Romualda towarzysze oni wprowadzili i rozchodzić się od niego poczęli, Marynus szedł do Apulji i tam na puszczy mieszkając, od Agarenów zabity jest; a Gwarynus, jako był zwykł pielgrzymować, na-mówił Jana Gradenika, aby z nim szedł do Jeruzałem. Narzekał srodze na nich Olibanus, iż go opuszczali, a zwłaszcza na Gradenika, mówiąc: Mnie Romualdus do twej opieki dał, a ty mnie teraz w moich pokusach na początku odbiegasz? On przedsię odchodził, ale skoro z góry zjeżdżali, koń Gwarynów uderzył na Gradenika i nogę mu złamał. Poznał karanie za nieposłuszeństwo i jawnie grzechy swoje wyznawał, i wrócił się do Kassynu, mówiąc: Jam rozumny będąc, nieposłuszeństwo swemu starszemu Romualdowi pokazał, przetom od niemej bestji posłuszeństwa nie miał. Tam tedy blisko Kassynu, na pociechę Olibanową celę sobie zbudował i przez lat mało nie trzydzieści w wielkiej doskonałości cnót żywota tego dokonał.
Dziwnie cnoty swe i posty taił, tak iż przez on czas z Kassynu mnich żaden, jako on pościł, nie wiedział. Obmową tak się brzydził, iż skoro kto mówić o kim źle chciał, wnet go sfukał i jako kamieniem usta jego zatkał. Po jego śmierci i cuda się niektóre na przyczynę jego U Pana Boga zjawiły. A Romualdus dalej w służbie Boskiej postępując, zaszedł do Klazdu, gdzie był kościółek ś. Marcina. Tam celę postawiwszy, gdy Kompletę mówił, czarci nań przypadli i srodze go przestraszywszy, na ciele okrutnie zbili. Wołał Święty: Miły Jezu, miły Jezu, czemuś mnie opuścił? I wtem czarci się rozpierzchnęli, a wychodząc okienkiem u celi, czoło jego, z czego aż do śmierci bliznę miał, zranili. Jeszcze ze krwi onej, która z niego ciekła, nie opłynął, a wnetże się do wiersza
U Komplety (gdzie przestał) wróciwszy, chwaląc Chrystusa, ozdrowiał. Był potem tak na czartów mężny, iż gdy go jakokolwiek gabali, wołał na nich: Chodźcie, pokażcie moc swoją — a już jej wam przeciw mnie, najlichszemu słudze Bożemu, nie stało? Potem szedł na miejsce, które Balneum zowią, w powiecie Saksenatu, i tam świętego Michała klasztor założył i braci weń nazbierał, a sam niedaleko w chałupce mieszkał. Posłał mu tam Hugo margrabia wielką sumę pieniędzy na budowanie kla-sztoru, a iż nie potrzebował tak wiele, do innych kościołów jałmużnę rozesłał. Bracia oni jego, o to, iż się przy onych pieniądzach zostać nie mogli, a iż im swej woli dobrze bronił, zmówili się nań, i szedłszy do celi jego, kijami go stłukli i stam-tąd wygnali. Skarał ich prędko Pan Bóg, bo gdy wesele czynili, iż swego mistrza tak odprawili, używając hojnie na wieczerzy, sala się z nimi zapadła, i jednym się ręce, drugim nogi połamały, drudzy na członkach innych rozmaicie są pokarani; żaden jednak nie umarł, okrom jednego, który wszystkich burzył. Ten w rzece Sapin tegoż czasu, szukając dla braci na oną wieczerzę miodu, z mostu spadłszy, utonął. Myślał potem mąż święty już się żadnym człowiekiem nie bawić, a swego tylko zbawienia pilnować, ale w tej myśli tak był tęskliwy, iż gdyby jej był nie odmienił, rozumiał, iż zginąć i potępionym być miał. Włóczył się zaś po rozmaitych miejscach, mieszkał i na jednem bagnisku, które zowią Origarium, gdzie przez smród i złe powietrze spuchł byt i włosy wszystkie na nim opadły, i było ciało jego pstre na nim jako żmija. Mieszkał i na wyspie Perecie z Gwilhelmem towarzyszem, dwanaście mil od Rawenny. Czasów onych cesarz Ołto będąc w Rawennie i klasztor klassyński reformując, dał wolność mnichom, aby sobie starszego obrali, kogoby chcieli. Oni wszyscy obrali Romualda. Rozumiejąc cesarz, iż się na to użyć mąż święty nie dał, sam do niego jechał i był w jego celi na noc; i ustąpił mu łóżka swego w celi swej Romuaklus, wszakże kocykiem się jego, iż był bardzo gruby, odziać nie chciał. Miał sobie za wielką rzecz pobożny cesarz, aby na jedną noc nędzy sługi Bożego skoszto-wać, a od miejsca, gdzie ciało jego legało, poświęcenia niejakiego dostać.
Prosił go, aby szedł klasztor sprawować, a gdy się wymawiał, klątwą mu wszystkich biskupów i synodu groził. I musiał tak uczynić. Przyjął opactwo klassyńskie, tam, gdzie był mnichem został, i sprawował braci wedle powinności, nic się ani na zacnego rodu ludzi, ani na uczonych Doktorów nie oglądając, wszystkich jednako zakonną i prostą drogą prowadził do dobrego. Ale gdy się braci niekarnej uprzykrzył, a szemrania nań powstały, widział też, iż im mało pomagał a sobie siła tracił, szedł do arcybiskupa i króla, i przed nim laskę opacką porzucił i klasztor im puścił. Znać, iż go P. Bóg na co inszego obracał, bo skoro wyszedł, Tyburtynów, których był o ich występek obległ, z oblężenia wybawił i z cesarzem pojednał. W tenże czas cesarz Otto rozgniewał się na Krescencjusza, rzymskiego senatora, który na górę Anioła nazwaną uciekłszy, panu swemu mocno się bronić chciał. Ale gdy go cesarskiem imieniem na wiarę swą wziął Tammus Niemiec, wielki kochanek cesarski, podał mu się w ręce; ale mu nie dotrzymał słowa, tak iż z cesarskiego dekretu gardło dać musiał. Tego grzechu gdy się obaj przed Romualdem spowiadali, Tammusowi opuścić świat i wziąć kapicę kazał (co on z chęcią uczynił, a cesarz mu, chociaż się w nim bardzo kochał, najmniej do tego przeszkodzić nie chciał), a samemu cesarzowi bosemi nogami Z Rzymu aż do ś. Michała do góry Garganu chodzenia naznaczył, co i wypełnił; i potem w klasztorze klassyńskim przez cały post z kilku sługami mieszkając, pościł, śpiewał ile mógł, na rogożach (ustane złotem lóżko opuściwszy) legał, włosiennicę pod szatami nosił, i obiecał Romualdowi, złożywszy cesarstwo, mnichem zostać. Wychodząc Romualdus z Tyburu, miał z sobą onego Tamma i Busławina, królewicza słowiańskiego albo polskiego, którego też był mnichem uczynił, wrócił się na pustynię Pereum, gdzie pierwej mieszkał, i żył z nimi onym tak dziwnym żywotem. Było się zaprawdę czemu dziwować, jako oni ludzie tak wielcy i zacni królewskich i książęcych stanów, którzy W rozkoszach pływali, którzy ubóstwa nigdy nie znali, którzy W sławie ludzkiej, w złocie i srebrze i w wszelakim dostatku brodzili, jako się do takiej dla Chrystusa nędzy przysposobili.
Tak wielkie miał szczęście do nich ten Święty, że boso chodzić, na chlebie przestawać, robić, prząść, sieci, łyżki, miski czynić, i być na ustawicznej nędzy i umartwieniu, dobry mistrz ich nauczył. A osobliwie Bonifacjusz wszystkich uczniów jego onem duchownem ćwiczeniu przechodził. Tam w Pereum kwoli niemu cesarz Otto zbudować klasztor kazał i hojnie służbę Bożą w nim nadał. W nim braci sprawując Romualdus, zaś mu się z nimi nie powiodło: słuchać go nie chcieli. I widząc, iż tam pożytku nie czynił, jakiego gorącość serca jego ku Bogu pragnęła, szedł do cesarza ()Bona i upominał się obietnicy, mówiąc: Obiecałeś mnichem zostać, czas już słowo Bogu spełnić. Cesarz nie odmawiał, jedno drugi raz do Rzymu jechać pierwej chciał, a tam państwo uspokoiwszy, a do Rawenny się szczęśliwie za zwycięstwem wróciwszy, spuścić cesarstwo a do klasztoru wstąpić miał. A święty Romuaklus rzekł: Jeśli. do Rzymu pojedziesz, już Rawenny nie oglądasz. I tak się stało, bo wracając się z Rzymu, u Paternu umarł, wielki i świętego żywota i szczęśliwy, a bardzo zakonnym ludziom przychylny cesarz, którego ludzie dla cnót wielkich mirabilia muncli zwali. Potem Romualdus do miasta Parentium zajechał i tam na puszczy trzy lata zamknięty mieszkał, i dziwnej światłości w rozumieniu Pisma i psalmów, a daru płaczu nabożnego, dostał. Mógł płakać, o Panu Bogu myśląc i mówiąc, kiedy jedno chciał. Tam też wielu uczniów dostał. Raz z jednym pacierze W ciasnej celi mówiąc, trzydzieścikroć przez nocne pacierze, W rzeczy na potrzebę, a ono na otarcie łez i uskromnienie płaczu wychodził. Nauczał potem braci, mniemając aby każdy miał ten dar Boży, mówiąc: Strzeżcie się, abyście nie wiele łez wylewali, bo wzrok psują i głowę obrażają. Przeniósł się potem do miasta Kamerynu, tam znalazłszy miejsce na puszczy, już wolnie i więcej niźli przedtem ludzkiemu i pospolitych dusz zbawieniu, z wielkim ich pożytkiem służył, klasztorów wiele obojej płci fundował i bracią osadził. Księży nauczał, bo na on czas mało ich było, którzyby sobie świętokupstwo za grzech mieli, kupując i zamiany czyniąc beneficjami. Ale im on okazywał, jako to szkodliwe było kacerstwo.
Postawił na wielu miejscach wiele kolegiów, kanoników I kleryków pod regułą, aby pożyteczniej swoim i ludzkim duszom służyli; bardzo wielu ludzi do żywota zakonnego pozyskał, iż o nim mówili tak pospolicie: Jużci świat wszystek w mnichów i pustelników obróci. Panowie wielcy i książęta synów mu swoich dawali, drudzy porzuciwszy bogatych ojców, z domów do niego uciekali, między którymi był syn Gwidona hrabiego, który w młodych leciech już zakonnikiem umierając przy świętym Romualdzie, rzekł: Ojcze, murzynów siła około widzę. A on mu rzekł: Spowiadaj się, jeśli jaki grzech pomnisz. A on szczęśliwy grzesznik z bojaźnią to jedno powiedział: Iżem kilka mioteł, które mi starszy wziąć kazał, jeszczem ich od niego nie wziął. A Romualdus go ciesząc i rozgrzeszenie dając, mile go pożegnał, i umarł. Kapelan ojca jego, ślepy na oczy, nad cnem ciałem zawołał: Jeśliś w niebie, jako wierzę, zjednaj mi na oczy przejrzenie. I skoro to wymówił, tak się stało. Słysząc Romualdus o męczeństwie ucznia swego Bonifacjusza, sam się do Węgier na szczepienie wiary z dwudziestuczterema braćmi wybrał, dlatego najwięcej, aby krew swoją dla Chrystusa rozlać mógł; ale na granicy węgierskiej będąc, tak zachorzał, iż się wrócić musiał. I widział, iż woli Bożej nie było, i mówił: Wielu Świętych pragnęło być męczennikami, ale zjednać tego sobie u Pana Boga nie mogli, i już przestać tak każdy musi, jako mu Pan Bóg zamierzył. A uczniom dał na wolę, albo iść, albo się z nim wrócić. Piętnastu ich do Węgier szło, ale jedni w niewolę pobrani, drudzy bici byli, a żaden męczeńskiej korony (wedle proroctwa świętego) nie odniósł. Wracając się, syna książęcia niemieckiego i innych wielu z nim do zakonu wprawił. Mial osobny dar od Pana Boga, iż gdy panowie świeccy, grzechami obciążeni, nań patrzyli, bać się go i drżeć musieli — tak ich Duch Święty, w jego sercu mieszkający, straszył. Przeto się ich wielu kruszyło i do Pana Boga nawracało. Cierpiał siła od swych złych uczniów. Raz go jeden, na imię Romanus, tak spotwarzył, iż nań grzech nieczysty świad-czył; uwierzyli temu drudzy uczniowie ślepi, o człowieku, który już miał przeszło sto lat, i wołali nań jawnie: Starcze, powrozaś godzien, ogniaś godzien! I dali mu za pokutę, aby Mszy mieć nie śmiał.
I słuchał ich jako pokorny, i przez sześć miesięcy sprawować świętych tajemnic nie śmiał, potwarz oną na wysługę cierpliwości skromnie znosząc. Drugi raz, gdy był w klasztorze Amiaty, mnich jeden wzwaśniony nań a prawie szalejący, umyślił go w nocy zabić; i nagotowawszy ostry puginał, Z nim legł, chcąc o północy na oną diabelską robotę wstać. Ale Pan Bóg dziwnym sposobem obronił swego Romualda, bo na onego zdrajcę czart nocy onej przyszedł i dławił go tak srodze, iż na Romualda, którego teraz zabić chciał, o pomoc wołać począł, i tak od śmierci wybawiony był. Gdy się ocknął, porzuciwszy żelazo, pokornie do nóg Romualda bieżał, i on mu swój grzech oznajmując, zaraz i za dobrodziejstwo i wybawienie od śmierci dziękował, mówiąc: Skorom cię zawołał, takem widział, iżeś wskok przyszedł i mnieś z jego rąk wybawił. Miał ten obyczaj, gdy braci gdzie na posługę Boską posyłał, żegnając ich, dawał im chleb albo jabłko, albo cokolwiek swoją ręką przeżegnanego, co gdy chorym uczniowie jego dawali, ku zdrowiu przychodzili. Gdy cesarz Henryk do Włoch przyjechał, z wielką prośbą świętego Romualda do siebie przy-zwał, i z wielką go czcią witaiąc, one słowa rzekł: Oby dusza moja w tem ciele była. A dworzanie jego, Niemcy, kłaniając się mu, z sukni jego nici i płatki wybierali i ustrzygali a za relikwje do domu nieśli. Zjednał sobie u Henryka klasztor góry Amiaty, dla wielkiej liczby uczniów swoich, z których dwaj, Benedykt i Jan, za czasów króla Bolesława do Polski przyszli. Wszyscy jego uczniowie boso chodzili, wszyscy się wielkiemi pokutami dręczyli, drudzy się zamykali jako już W grobie umarli. Wina żaden z nich nie pił i w niemocy, tak iż czasy one słusznie się złotym wiekiem zwać mogły. Po wielkich pracach i rozmnożeniu zbawienia ludzkiego, skończył szczęśliwie tego wieku w klasztorze in valle de Castro, który sam był zbudował. Żył lat sto i dwadzieścia, dwadzieścia strawił w świeckich zabawkach, trzy w klasztorze, dziewięćdziesiąt i siedm na pustelniczym i zbawieniu też ludzkiemu pożytecznym żywocie. Którego się świętej modlitwie zalecając, prosim Pana Boga, aby nam z jego wielkich przykładów zbawienne dał budowanie, przez Jezusa Chrystusa, Syna Jego, który z Nim w jedności Ducha Ś. króluje na wieki wieków. Amen.